czwartek, 30 lipca 2009

Popołudniowe "koralikowanie" w polu.

Zawieźliśmy kotów do Debrzna.
Mam parę dni przed wycieczką do Berlina i Amsterdamu. Nudzę się w kuchnie teściowej. Nie mam nic do roboty. Danusia, teściowa moja, nagłe przypomina o dwóch nierozpakowanych pudełkach z koralikami. Szuka ich, przynosi.
Wieje gorąncy wiatr. Siedzę na tarasie. Przede mną tylko szczere pole, nad polem są ptaki, za polem jest las. Słońce powoli okrąża dom i pszyciska się do horyzontu. Pojawia się teść z piwkiem, Wiesław, siada obok mnie. Mąż, Grześ, na podwórku bawi się z psem. Koty, Iskier i Kari, leżą koło moich stop. Zaciągam ostatni słupek.
Mam dwa naszyjnika z koralików Danusi, dla niej i dla mnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz